Hej! Jak zauważyliście ostatnio mnie tutaj z lekka mniej. Obecnie mam bardzo dużo na głowie i musiałam wyznaczyć pewne priorytety. Jednak już powoli wracam, małymi krokami. Myślę, że w pełni wrócę jednak dopiero w maju. Z lekka czystą głową i nowościami. Dziś mam dla Was recenzję książki, która z pewnością zaciekawi niejedną osobę. Jak już widzicie ze zdjęcia jest to oczywiście tegoroczny fenomen czyli najnowsza książka autorstwa P.S. Herytiera.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu EditioRed.

OPIS OD WYDAWCY

 Płoniemy w ogniu, który sami rozpaliliśmy.


W życiu Victorii Joseline Clark zapanował chaos. A wszystko to za sprawą chłopca o pięknej twarzy i destrukcyjnym wnętrzu. Od dnia, w którym go poznała, niczego nie była już pewna. Wiedziała tylko, że z każdym kolejnym spotkaniem coraz bardziej zatapia się w głębi jego spojrzenia, i na próżno szukała ucieczki. Nathaniel był ucieleśnieniem problemów, ciągłej walki, krzyków i niewypowiedzianych, ale bolesnych słów. I choć Victoria zdawała sobie sprawę z tego, że chłopak i świat, w jakim on żyje, odbiegają od jej wizji przyszłości, nie mogła nic poradzić na to, że każdy dzień przybliżał ją do upadku. Upadku, którym był sam Nathaniel Shey.

Ile była w stanie poświęcić zwykła siedemnastolatka z małego miasteczka dla niewłaściwej relacji? Tego nie wiedziała nawet ona sama, chociaż w rozmowach z bliskimi i przyjaciółmi, ostrzegającymi ją przed Nathanielem, z nieuzasadnionych pobudek broniła chłopaka i coraz bardziej wplątywała się w sieć kłamstw. Sytuacji nie ratowało to, że matka dziewczyny dostrzegała w młodym bokserze wyłącznie zło i gotowa była zrobić wszystko, by wyciągnąć ze swojej córki to nikczemne ziarno, które zasiał w niej Nathaniel.

Victoria wiedziała, że nadchodzi w jej życiu moment, w którym będzie musiała podjąć decyzję ― wybrać między tym, czego pragnie, a tym, co byłoby dla niej najwłaściwsze. Nie spodziewała się jednak, że będzie to aż tak trudne. Bo choć mogła oszukiwać samą siebie, jej piękny chłopiec był destrukcją. Zachwycającą destrukcją, pełną kłamstw, mroku i żaru, ściągającą ją na dno piekła. Tylko czy Victoria ma siłę, by się z niego wydostać?

Otwórz wreszcie oczy i zobacz świat naprawdę.


 RECENZJA

“Start a Fire. Runda druga” to dalsze losy nastoletnich bohaterów z małego miasteczka Culver City - Victorii Clark oraz Nathaniela Sheya. Poprzednia część zostawiła nas z małą “kraksą”, z którą Victoria będzie musiała się mierzyć. Tajemnice, które skrywa będą musiały wyjść na światło dzienne. Chris i Mia będą w ogromnym szoku na wieść, iż Victoria ma styczność z Sheyem. Mimo, iż dziewczyna postanowiła się od niego odciąć, ten wciąż powraca w jej myślach. Przypadkowe spotkania wcale jej przy tym nie pomagają, a ich wzajemna tolerancja za każdym razem zostaje wystawiona na próbę.

Jednak wtedy pojawia się on i ma dla niego propozycję. Aby zapewnić jej wolność będzie musiał zawalczyć.. Roztrzaskane ciało można poskładać, jednak co zrobić z roztrzaskanym sercem?

“ A jeśli coś ci się stanie, to po części będzie moja wina.. nie dam rady, Nate.”

Z całą pewnością “Start a Fire. Runda druga” nie jest łatwą książką. Porusza wiele ważnych tematów, które na co dzień raczej pomijamy. Najważniejszym z nich są konsekwencje, które gonią nas za każdym razem, gdy musimy podjąć trudną decyzję. Z takimi konsekwencjami będzie musiała sobie poradzić zarówno Victoria jak i Nathaniel. Shey po raz kolejny stanie na jej drodze i mimo, że dziewczyna będzie się przed nim bronić to nic nie jest wstanie przekonać ją, aby o nim zapomniała. Ich relacja jest jeszcze bardziej toksyczna niż na początku ich znajomości. Tym razem jednak dziewczyna nie pozostaje mu dłużna i wielokrotnie sama wbija mu szpileczki. Z jednej strony mnie to cieszyło, jednak z drugiej strony gdzieś z tyłu głowy zapaliła mi się czerwona lampka, że być może to idzie w złym kierunku. 


Warto jednak zwrócić uwagę na to, że mimo, iż w tej części pojawiło się więcej słownych przepychanek to jednak w tym starciu Shey wielokrotnie pokazał bardziej “ludzką” twarz. Niejednokrotnie zaskoczył mnie swoim zachowaniem. Poznajemy jego przeszłość, relację z ojcem, która nie była usłana różami. I być może powinnam go w tym momencie bronić, jednak wydaje mi się, że nic nie jest w stanie usprawiedliwić tej toksycznej relacji, która łączy Nate i Victorię. Budują relację, która oparta jest na złych wartościach i oboje będą musieli ponieść tego konsekwencje. Nawet nie wiedzą jak szybko..


Jednak nie myślcie sobie, że ta książka to tylko toksyczna relacja. Na drugim planie mamy Mię, która dzielnie radzi sobie ze swoją chorobą. Ma wokół siebie ludzi na których może polegać. To co najbardziej mnie rozczula w tej historii, to właśnie przyjaźń pomiędzy Victorią, Mią i Chrisem. Myślę, że to najlepsza odskocznia od trudnej relacji między Clark a Sheyem. 


“ (...) nikogo nie obchodzi to, czy ktoś sprawi ci przykrość. Ludzi nie interesuje to, jak się czujesz. Dopóki przynosisz im jakąkolwiek korzyść, będą udawać, że im zależy, ale tak naprawdę mają to gdzieś..”

Osobiście to na co zwróciłam szczególną uwagę w porównaniu z rundą pierwszą to wyostrzony humor w drugiej odsłonie. Mamy znacznie więcej momentów, przez które możemy szczerze uśmiechnąć się od uch do ucha. I jest to kolejna fajna odskocznia, ponieważ na moment możemy zapomnieć o relacji pomiędzy Victorią i Nathanielem. Myślę, że jest to przemyślany zabieg autorki, która chce nam dać odpocząć od tej napiętej relacji pomiędzy nimi. Wielokrotnie podczas czytania śmiałam się głośno i z pewnością przepychanki słowne w tym temacie to jedne z moich ulubionych momentów tej historii. Połowę tych scen miałam jeszcze przed oczami później przy zwykłych domowych czynnością.
W moim odczuciu największym atutem tej książki jest fakt, że potrafi ona przykuć uwagę czytelnika. I być może toksyczna relacja pomiędzy głównymi bohaterami nie jest najprzyjemniejszą rzeczą do czytania, jednak uważam, że tak jak inne historie potrafi wzbudzić rollercoaster emocji u czytelnika. Od śmiechu, poprzez złość po płacz.


Z pewnością wiele osób wstrzymało oddech czytając ostatnie strony SAF (w sumie ja również), ale oprócz poddenerwowania czułam podniecenie na myśl co będzie później. Jeśli mam być z Wami całkowicie szczera to muszę przyznać, że już nie mogę doczekać się kolejnej części - Burn the Hell. Początek tej historii to jeden z moich ulubionych momentów w całej tej serii (tak uwielbiam czytać takie smutne momenty). Nie zmieniłam zdania (od momentu recenzji SAF. Runda Pierwsza) nadal uważam, że nie jest to książka dla każdego. Aczkolwiek, ja lubię takie tematy. Skomplikowane relacje, tajemnicze powiązania, złamane obietnice i lekka nuta relacji hate - love. Myślę, że tak w skrócie można opisać tą historię. Jest ona specyficzna i z pewnością jedyna taka na rynku. Ja osobiście jak najbardziej Wam ją polecam, myślę, że osoby, które lubią takie mroczne klimaty jak najbardziej odnajdą się w tej historii. 


“ (...) znajdziesz kogoś, dla kogo to ty będziesz najważniejszy. Tak działa życie. Będzie bolało. Być może długo, ale nie ma innej drogi. Musi boleć, żebyś potem docenił szczęście. A po takim czymś, gdy go już znajdziesz, będziesz doceniał je podwójnie.”
 
 

Trzymajcie się ciepło!

Ściskam, 

Dominika

 

Brak komentarzy: