Hej! Mam nadzieję, że u Was przygotowania świąteczne są już na finiszu. Teraz zasłużony odpoczynek. Dziś mam dla Was lekka historię, która z pewnością pozwoli Wam na upragniony relaks. Mowa tutaj o książkę "Randkowa katastrofa" autorstwa Eweliny Nawary.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Videograf.
OPIS OD WYDAWCY
Co zrobisz, gdy w brutalny sposób odkryjesz, że słowa przysięgi nie dla każdego znaczą to samo, i zostaniesz zmuszona zmienić całe swoje życie? Weronika, wściekła i zraniona, odbywa sesję terapeutyczną, której towarzyszą nożyczki, wino i przyjaciółki. Kobieta postanawia się zabawić i na nowo poczuć atrakcyjnie, więc za namową koleżanki zakłada konto na Tinderze. Nie ma pojęcia, że w ten sposób uruchomi lawinę małych randkowych katastrof. Na drodze Weroniki niespodziewanie pojawia się on… przystojny i utalentowany. Czy jednak w pogoni za „Panem Idealnym” zauważy swoją szansę na szczęście i prawdziwą miłość? Wyrusz z Weroniką w podróż od randkowej katastrofy do spełniania marzeń!
RECENZJA
Wiktoria
nie przypuszczała, że zastanie swojego męża z inną kobietą. Tym
bardziej w ich sypialni. Wie jedno, nie wybaczy zdrady, dlatego składa
papiery rozwodowe. Gdy tylko nadchodzi upragniona wolność kobieta
postanawia znaleźć sobie faceta na tinderze. Nie tak łatwo będzie jej
znaleźć kogoś sensownego. I tutaj pojawia się zasadnicze pytanie, czy
Wiktorii uda się znaleźć miłość przez internet? A jeśli tak, to czy nie
pozwoli jej wymknąć się z rąk?
Jeżeli chodzi o tą historię to
mam z lekka mieszane uczucia. Początkowo całkowicie nie mogłam się
wkręcić w czytanie. Byłam całkowicie znudzona kolejnymi randkami
Wiktorii. I gdy na horyzoncie pojawił się Aaron w końcu coś zaczęło się
dziać. Jest to typowa męska postać, która kradnie serca czytelniczkom.
Podobało mi się to, iż ich relacja toczyła się powoli, nie było
pośpiechu, a wszystko zaczęło się od pięknej i szczerej przyjaźni. Więc
jak to się często mówi im dalej tym lepiej. A więc nie łamcie się na
samym początku i dajcie tej historii szansę!
Po burzy zawsze
wychodzi słońce. To chyba główne motto, które mogłoby opisywać losy
Wiktorii. Zdradzona i oszukana przez własnego męża ponownie odzyskuje
radość i sens życia. A finalnie odnajduję również mężczyznę swojego
życia.
Uważam, że książka miała duży potencjał, który nie do końca został wykorzystany. Brakowało mi tutaj z pewnością męskiej perspektywy, która wprowadziłaby ciekawy kontrast. Z początku tak jak mówiłam, historia była z lekka chaotyczna i nie wiedziałam czego mogę się po niej spodziewać. Finalnie wyszło w porządku i cieszyłam się, że autorka nie wprowadza dodatkowej dramaturgii. Książka z pewnością należy do tych słodkich romansów, które wywołują uśmiech na naszej twarzy. Jak najbardziej Wam ją polecam!
"Tak łatwo byłoby mu ulec, spotykać się z nim i go pokochać. Ale czy nie równie łatwo byłoby to zniszczyć?"
Trzymajcie się ciepło!
Ściskam,
Brak komentarzy: