Melanie Moreland serią
“Dziedzictwo” niespodziewanie wkradła się do mojego serducha i sprawiła,
że całkowicie przepadłam w jej twórczości. Kolejny tytuł z tej serii,
czyli “Droga do serca Ronana” został poświęcony najstarszemu z
trojaczków, tytułowemu Ronanowi. Mężczyźnie, który całe swoje życie czuł
ciężar odpowiedzialności na swoich barkach. Miły, troskliwy,
opiekuńczy. Zawsze starał się zadowolić wszystkich, zapominając o sobie.
Gdy w jego życiu pojawia się promyczek słońca jakim jest Elizabeth
postanawia być egoistą i zapragnie trzymać ją z daleka od swojej
rodziny.
“Droga do serca Ronana” jest słodko - gorzką historią, choć ja przy tym tytule położyłabym większy nacisk na słowo słodki. Mogłabym trzymać Was dłużej w niepewności, ale nie widzę takiej potrzeby. Od razu powiem, że uwielbiam klimat tej książki, spokojnie mogę zaliczyć ją do mojej listy comfort book. Aura jaka wydobywa się z postaci była po prostu ujmująca. Bohaterowie tej książki są bardzo uroczy, mili, sympatyczni, troskliwi i bardzo rodzinni. Ta historia przepełniona jest miłością, która nie zawsze rzuca się na pierwszy plan. Czasami trzeba poszukać jej w prostych gestach, takich jak na przykład podwózka w nocy do domu, wstawienie drzwi czy zwykłe kupno lodów.
Nie często się zdarza, abym piszczała do poduszki. Jednak tutaj w pewnych momentach gesty Ronana względem Beth były rozczulające do tego stopnia, że dosłownie topiły moje serducho. Uważam, że jest to ogromny atut tej historii - prawdziwe uczucia. Uczucia, które potrafią wzbudzić wiele emocji. A wszystko dzięki świetnemu stylowi autorki, która potrafi ukazać je w wyjątkowy sposób, bardzo realistycznie i ujmująco. Delikatnie, subtelnie ale też i konkretnie, wszystko po to aby wzruszyć czytelnika.
W tej historii nie ma zbędnych wątków, czy niejasnych sytuacji. Od samego początku do samego końca konsekwentnie trzymamy się głównej relacji i jej perypetii. Autorka ponownie dużą uwagę poświęciła więziom rodzinnym, które ja w jej powieściach bardzo sobie cenię.
“Droga do serca Ronana” jest słodko - gorzką historią, choć ja przy tym tytule położyłabym większy nacisk na słowo słodki. Mogłabym trzymać Was dłużej w niepewności, ale nie widzę takiej potrzeby. Od razu powiem, że uwielbiam klimat tej książki, spokojnie mogę zaliczyć ją do mojej listy comfort book. Aura jaka wydobywa się z postaci była po prostu ujmująca. Bohaterowie tej książki są bardzo uroczy, mili, sympatyczni, troskliwi i bardzo rodzinni. Ta historia przepełniona jest miłością, która nie zawsze rzuca się na pierwszy plan. Czasami trzeba poszukać jej w prostych gestach, takich jak na przykład podwózka w nocy do domu, wstawienie drzwi czy zwykłe kupno lodów.
Nie często się zdarza, abym piszczała do poduszki. Jednak tutaj w pewnych momentach gesty Ronana względem Beth były rozczulające do tego stopnia, że dosłownie topiły moje serducho. Uważam, że jest to ogromny atut tej historii - prawdziwe uczucia. Uczucia, które potrafią wzbudzić wiele emocji. A wszystko dzięki świetnemu stylowi autorki, która potrafi ukazać je w wyjątkowy sposób, bardzo realistycznie i ujmująco. Delikatnie, subtelnie ale też i konkretnie, wszystko po to aby wzruszyć czytelnika.
W tej historii nie ma zbędnych wątków, czy niejasnych sytuacji. Od samego początku do samego końca konsekwentnie trzymamy się głównej relacji i jej perypetii. Autorka ponownie dużą uwagę poświęciła więziom rodzinnym, które ja w jej powieściach bardzo sobie cenię.
Dostajemy tak naprawdę
wciągającą fabułę, ciekawych bohaterów, nutkę dramaturgii oraz humor i
namiętność. Tytuł całościowo jest bardzo przyjemny w odbiorze, co jest
zasługą pióra autorki. Książkę czyta się bardzo szybko i przyjemnie.
Wiem, że ta historia rozczuli niejedno serducho, pozwoli odpocząć przy
lekturze. Ja jak najbardziej polecam i zachęcam do lektury! ❤️
Brak komentarzy: