Cześć! Jeśli miałabym wskazać na najpiękniejszą okładkę jaka została stworzona w ostatnim czasie, bez wątpienia wskazałabym na książkę Klaudii Kupiec “Hypnosis”. Opis książki wskazywał, że dostaniemy romans mafijny pełny dylematów miłosnych i ciekawych bohaterów. Oczywiście dostajemy, ale telenowele pełną intryg, namiętności i szybkich uczuć. 

Alison Clarke to bardzo młoda kobieta, która w przeszłości została bardzo zraniona przez swojego partnera - Dereka Harrisa. Gdy już wydaje jej się, że rozpoczęła nowe życie, w nowym miejscu ze swoją przyjaciółką, on ponownie pojawia się w życiu. Jednak u jego boku kroczy Mason Harris, jego kuzyn oraz don, któremu podlega. Okazuje się, że Alison nie wiedziała czym naprawdę zajmuje się jej były chłopak. Obecnie to Mason wprowadza dziewczynę w mafijny, bardzo niebezpieczny świat, który od teraz zawładnie jej życiem. Jednak gdy wydaje się, że wszystko idzie w dobrym kierunku, pojawia się on - Sergio Carlos Navarro. Wróg Masona, który hipnotyzuje ją swoim spojrzeniem. 

Niestety, ale moje spotkanie z tą historią nie mogę zaliczyć do udanych. Uwielbiam czytać romanse mafijne. Są dla mnie "bezpiecznym miejscem", choć podchodzę do nich bardzo krytycznie i wyłapuje wszystkie najmniejsze mankamenty. Jestem w stanie przymknąć oko na słabo wykreowane postacie, gdy fabuła mnie zachwyci, jednak gdy i jedno i drugie nie trzyma się kupy nie mam czym wybronić tytułu. 

Podczas czytania “Hypnosis” z każdą kolejną stroną moja irytacja tym tytułem jedynie wzrastała. Absurd gonił absurd, i było to związane nie tylko z błędnym ukazaniem wstąpienia do hierarchii mafijnej, ale także z uczuciami bohaterów, które były płytkie, niestałe i szybkie. 
 
Zacznijmy od bohaterów i uczuć jakie przejawiali. Podobno nasza główna bohaterka jest stała w uczuciach, i podobno pocałuję kogoś tylko wtedy gdy jest w kimś zakochana. Fajna obietnica, ale nie wnikamy głębiej. Choć to jak zmieniały się uczucia głównej bohaterki nie równa się nawet w połowie z dwoma gagatkami, którzy mnie rozbroili totalnie. Mason i Sergio - groźni mafiozi, którzy od samego początku znajomości z Alison twierdzili, że są nią zauroczeni i będzie ich. Choć to ich nie powstrzymało, żeby najpierw wskoczyć do łóżka jej przyjaciółce Billie. Miło. I ja po czymś takim mam uwierzyć w ich szczerą miłość? No nie bardzo wierzę. 

Nie da się wierzyć w prawdziwą miłość między bohaterami, kiedy czytamy takie absurdy. Miałam wrażenie, że autorka strasznie się pogubiła w tej historii. Głównie przez linię czasową, za bardzo mieszała fabułę pomiędzy przeszłością i teraźniejszością. Chciała wyjaśnić kiedy narodziły się uczucia bohaterów, a tylko ich pogrążyła, przez co ja z każdym kolejnym rozdziałem czułam większą irytację tym, że nic ze sobą nie grało.

Nie zwalniając tempa przejdźmy do fabuły, która jest totalną telenowelą mafijną. Dzieje się wszystko i nic. Zabawy, imprezy, moda, i wszystko to co charakteryzuje książki mafijne - zemsta, wróg, porwanie, morderstwa, zazdrość. Żadna z tych rzeczy mnie nie zaskoczyła, to wszystko już było.
 
O samej mafii nie chce wspominać. Tutaj dopiero absurd goni absurd. Wyszło tyle dobrych romansów mafijnych, które fajnie ukazują hierarchię mafijną, a ja nadal czytam, że dziewczyna z ulicy, która nie miała wcześniej styczności z tym niebezpiecznym i brutalnym światem zostaje capo , bo don ma na to ochotę. Błagam, chyba nie muszę tego rozwijać, ja rozumiem, że może silna, niezależna kobieta się klika, ale jeśli już chcemy przedstawić zmianę bohaterki z młodziutkiej, słodziutkiej dziewczyny na wyrafinowaną zabójczynię to zróbmy to dobrze, a nie na wariackich papierach. 

Zawsze powtarzam, że debiuty traktuje ulgowo i uwierzcie mi, że przy tym tytule też staram się to zrobić, dlatego już nie będę się rozpisywała o błędzie fabularnym, który w środku znalazłam, a kuje w oczy, po prostu zamilknę.

Na zakończenie skupię się po prostu na dwóch pozytywach. Po pierwsze jest to wprowadzenie trzech męskich bohaterów, którzy byli fajnym urozmaiceniem. Nie byłam ograniczona jednym głównym bohaterem, jak to jest w większości takich książek, dlatego to odbieram jak najbardziej na plus. Drugą taką rzeczą jest samo pióro autorki. Jest przyjemne i sam tekst czyta się umiarkowanie szybko. Gdyby nie brak tej spójności, absurdy, które się na siebie nakładają i wiele czerwonych flag, to ta historia byłaby naprawdę dobra. Miała potencjał i wierzę, że kolejne tytuły autorki będą bardziej dopracowane. Tego jej życzę. I choć to nie była książka dla mnie, to nie zniechęcam Was. Wydobycie o niej swoje zdanie.
 
 

 

Współpraca reklamowa: Wydawnictwo Niezwykłe


Trzymajcie się ciepło!

Ściskam, 

Dominika

Brak komentarzy: